Nie jestem kobietą, nie jestem mężem dla żony, więc wierzę tylko na słowo, że dziecko w łonie swej matki rusza się. I można te ruchy poczuć. I szukam teraz potwierdzenia - kto czuł kiedyś te ruchy - będąc matką albo kładąc dłoń na brzuchu, gdzie chował się maluch - niech wyraźnie kiwnie głową. To musi być fantastyczne uczucie. Czy tak?
Dzisiejsza Ewangelia mówi, że w łonie Elżbiety poruszyło się dzieciątko, Elżbieta odczuła te ruchy. Ja nie wiem czy te ruchy są gwałtowne. Czasami słyszę, że dziecko kopie. Ciekawe czy Jan Chrzciciel schowany w brzuchu Elżbiety kopał.
Sięgnąłem po słownik i znalazłem to słowo, które przetłumaczone zostało jako "poruszyło się". Słowo "???" (skirtao) znaczy dokładnie: "podskakiwać, hasać, podrygiwać". Dla mnie to coś więcej niż poruszać się. Oprócz dzisiejszego fragmentu to słowo użyte jest jeszcze raz w Biblii. W kontekście błogosławieństw i odrzucenia ludzi żyjących błogosławieństwami Łukasz ewangelista zachęca: "Cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie." (Łk 6,23a) Słowo "???" zostało tu przetłumaczone jako "radujcie się". Chodzi zatem o bardzo specyficzne poruszanie i podrygiwanie - pełne radości i wesela. Nie jest więc chyba nadużyciem twierdzenie niektórych biblistów, że mały Jan Chrzciciel w łonie Elżbiety zatańczył. Bo czym innym jest radosne podskakiwanie, podrygiwanie i hasanie jak nie tańcem? Dyskoteka w łonie Elżbiety. Do czego to dochodzi! Jasny jest oczywiście motyw tego radosnego tańca. Dzieciątko tańczy z radości na powitanie innego Dzieciątka.
Dzisiejszy świat pseudonauki oczywiście by stwierdził, że dom Elżbiety nawiedziła zygota albo embrion. My wiemy jednak, że do tego domu zawitał żywy Jezus.
I tu przejdźmy do naszych realiów. Czy do nas przyszedł Jezus? Jest w kościele, w tabernakulum - to oczywiste. Ważniejsze jest jednak to, że jesteśmy po rekolekcjach, że przyjmujemy Ciało Chrystusa, czynimy nasze ciało Jego świątynią. Tylko czy to nas potrafi poruszyć? Kiwnijmy głową, puknijmy nogą w podłogę, zakołyszmy się... Czasami trzeba chwytać się różnych sposobów, by przekonać się, czy obecni w kościele jeszcze żyją. Nie chodzi jednak o to, by kiwać się, klaskać i tańczyć w kościele. (Chociaż gdy przyjdzie przebudzenie to jeszcze ciekawsze rzeczy zobaczymy!)
Chodzi o to, czy to spotkanie z Jezusem życiowo nas porusza?
Czy następuje w nas jakaś zmiana, jakieś nawrócenie.
Czy ten Jezus, który do nas przyszedł w rekolekcjach, w spowiedzi, w Komunii, poruszył nas w kierunku (może) pojednania z kimś, walki ze swoimi wadami, większej modlitwy?
Czy zostaliśmy poruszeni, by wreszcie sięgnąć po Pismo Święte?
Czy poruszeni jesteśmy w kierunku innych ludzi, by zanieść im dobrą nowinę albo chociaż ludzkie dobre słowo?
To jest pewien egzamin, sprawdzian tego, czy przeżyliśmy coś w sposób autentyczny. Gdy Jezus przychodzi - przychodzi poruszenie. Gdy Jezus odchodzi wszystko zamiera, śmierć (duchowa) ogłasza swoje panowanie.
Gdy Maryja poczęła w swoim łonie Jezusa to od razu pobiegła, w góry, służyć swojej krewnej. Nie usiadła, nie położyła się, nie spoczęła na laurach. To co żyje zasadniczo się rusza. To co martwe ruszać się nie może.
Dużo było tego życia w Maryi.
Rusz się człowieku i daj świadectwo tego, że żyjesz i żyje w Tobie Jezus. Daj świadectwo nawrócenia i prawdziwej zmiany w twoim życiu.