niedziela, 07 września
Drogi Przyjacielu, co zazwyczaj robisz, kiedy widzisz, że ktoś obok ciebie nie postępuje dobrze? Oburzasz się wtedy? Złościsz? Wkurza cię cała ta sytuacja? A jak jeszcze dotyczy to bezpośrednio ciebie, to już w ogóle. Mówisz wtedy innym o swoich uczuciach? Doznanej krzywdzie? Opowiadasz ze szczegółami? Angażujesz wtedy emocje? Ważne jest, żeby sobie odpowiedzieć na powyższe pytania. Dlaczego? Z prostej przyczyny: żeby zobaczyć, czy rzeczywiście podążam drogą wskazaną przez Chrystusa?
Słuchając dzisiaj Słowa Pana warto się zastanowić: upominam brata mego kiedy zgrzeszył, po to, aby przyprowadzić go do Boga? Czy też raczej obmawiam - opowiadam wszystkim nie zainteresowanym o upadku brata mego (usprawiedliwiając się, że przecież szukam dobrego rozwiązania i dobrej rady), pomijając osobę, do której posyła mnie Pan, aby powiedzieć jej, w duchu miłości i prawdy, że nie postępuje dobrze. Bardzo ważne jest aby to sobie dzisiaj uświadomić. Upominam, czy obmawiam... Dwie zupełnie różne rzeczywistości.
Sama codziennie toczę nieustanny bój o to, by z wielką miłości i delikatnością patrzeć na błędy brata mego. Zdarza się, że zamiast iść do niego bezpośrednio, zatrzymam się na jednej czy dwóch osobach i szukając rozwiązania - czy tego chcę czy nie chcę - UPRZEDZAM kogoś do osoby, o której mówię. I nawet jeżeli staram się mówić o niej w duchu miłości - nie ma siły - rzucam jakiś cień, gdyż mówię o jej słabościach. KATASTROFA. I konsekwencje przykre.
Wczoraj stojąc w gronie znajomych ktoś pokazując kapłana stojącego nieopodal, zaczyna opowiadać całkiem niefajne rzeczy na jego temat. Człowieka znam. Zawsze podziwiałam go jako księdza, a i facet naprawdę w porządku, ale nasze drogi rozeszły się na jakiś czas. Widzimy się naprawdę sporadycznie. A tu nagle słyszę, że gość nie jest w porządku. Na litość Boską ludzie! Na kolana za tego księdza w takim razie, a nie przypadkowo spotkanej osobie opowiadamy w dodatku nie nasze doświadczenia, ale kogoś tam - usłyszane! Przez moment poczułam w sercu mały cierń. Ponieważ wszystko co dociera do naszych uszu - szczególnie jeżeli są to sprawy o zabarwieniu negatywnym - nie pozostaje obojętne dla całego człowieka, nie zatrzymuje się tylko w obrębie słuchu! Idzie dalej: do umysłu - rodzą się wtedy Bóg sam jeden wie jakie myśli, tworzymy własną filozofię - trafia również do serca, czujemy wówczas małą, ale zawsze niechęć do osoby, o której słyszymy rzeczy złe. Błędne koło. Nakręca się wówczas spirala nieprawdy. Odważnie mówimy o wadach innych, ale jesteśmy tchórzami w momencie kiedy stajemy oko w oko z "winowajcą".
Bardzo uważajmy! Czuwajmy nieustannie, aby z naszych ust wychodziła mowa tylko budująca. Niech nigdy nie wyjdzie z naszych ust fałsz na temat drugiego człowieka. Św. Paweł trafia w samo sedno: "Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc". 1 Kor 4,5. Tylko Bóg tak naprawdę wie, co kryje serce człowieka. Tylko On wie i zna wszystkie szczegóły. My sądzimy tylko po pozorach. Chcemy być mądrzejsi od Pana Boga. I znowu pycha - najpaskudniejszy z grzechów, w którym toniemy po uszy. Totalna lipa.
Co zrobić, aby dostosować się do dzisiejszej Ewangelii?( Mt 18,15-20). Aby upominać według spojrzenia Jezusa, a nie obmawiać, bo tak jest o wiele prościej. Przede wszystkim zanim pójdę do brata mego z upomnieniem (więcej o tym tu: http://www.koscioldomowy.lomza.pl/index.php/publikacje1/rozneartykuly/1045-upomnij-brata-gdy-ten-zgrzeszy-por-mt-1815 ) klękam w pokorze przed Panem i pytam Go. Przecież On zna człowieka najlepiej. Po co ja mam się silić na niesprawiedliwe oceny ( zawsze po ludzku ocena będzie niesprawiedliwa, gdyż serce człowieka zna tylko Pan, a my oceniamy tylko po tym co widać, reszta jest przed nami zakryta). Trzeba zapytać o to Pana. On powie, zawsze wskaże jak to załatwić. Czyli początek jest bardzo dobry: dużo modlitwy. Dopiero potem idę do brata mego i w cztery oczy rozmawiam z nim - z niezwykłą miłością i delikatnością. Upominam w duchu miłości, a nie obmawiam - zazwyczaj z ciekawości.
Często upominam swoje dzieci. Czasami odchodzą smutne. Raz usłyszałam: "nie wiesz wszystkiego". I to jest prawda. Sądzę tylko po pozorach. Ale bardzo często słyszę: "przepraszam". I wtedy widzę różnicę kiedy upominam z całą miłością, a kiedy po prostu wydaję niesprawiedliwy sąd lub złą opinię.
Niezwykle intrygująco kończy się dzisiejsza Ewangelia. "Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich". Mt 18,20. Jak bardzo Bogu zależy na tym, abyśmy zgodnie prosili. Jeżeli - tak jak mówi dzisiaj Ezechiel 33,7-9 - mamy sprowadzać występnego z jego drogi (tak na marginesie bardzo ciekawa jest Boża pedagogia: występny, bo przecież każdy z nas bez wyjątku grzeszy, ma upominać występnego), jeżeli za tym pójdziemy, bardzo to się spodoba Bogu, do tego stopnia, że udzieli nam WSZYSTKIEGO o cokolwiek poprosimy. Obiecał też, że w momencie jedności z braćmi zgromadzonymi w Jego Imię - będzie pośród nich przebywał! Bezcenne!
No cóż, Dogi Przyjacielu, pozostaje nam tylko cieszyć się Jego obecnością, a korzystając z tego i wspierając się na Jego ramieniu - z miłością, nie z pobłażliwością(która nie ma nic wspólnego z tą pierwszą) patrzeć na brata swego.
Błogosławionej niedzieli :-)
Czas ucieka
wieczność czeka