3.jpg

Winnica 11 stycznia 2018, Wieczernik Winnicki

3. Dwie pokusy

Czwartek I tygodnia zwykłego, rok II, 1 Sm 4,1-11; Ps 44,10-11.14-15.24-25; Mt 4,23; Mk 1,40-45;


Bogactwo różnych pokus dotyka nas. Silniejsze i słabsze, z tej i tamtej strony. Chciałbym dziś zatrzymać się przy dwóch. Z pozoru niegroźnych, ale przez to diabelsko skutecznych.


Pokusa pierwsza.


Zacznę od sytuacji małego dziecka. Bywa tak, że małe dziecko przechodzi przez okres stanowczej samodzielności. Wyraża się to kategorycznym wołaniem „ja siama”. Taka „Zosia samosia”. Nie wiem czy brak męskiego odpowiednika sugeruje, że to problem bardziej kobiecy. Moje doświadczenie wskazuje, że to dotyka wszystkich. Oczywiście nie chodzi mi o czas dziecięctwa – dziecko odkrywa prędzej czy później, że potrzebuje innych ludzi. Chodzi mi o cechę, którą mamy już w dojrzałym życiu. Jest to chęć takiego ustawienia się w życiu, by nie potrzebować niczego i nikogo, w tym wszystkim także nie potrzebować Boga. Jest w nas taka pokusa niezależności, która każe zerwać więzi. Nie potrzebujemy ludzi, nie potrzebujemy Boga. Najlepiej ogrodzić się murem a przy bramie zawiesić kamerę.


Nie oznacza to, że stajemy się gburami, możemy ulegać tej pokusie a jednocześnie pozostać bardzo eleganccy wobec Boga i ludzi. Zawsze „dzień dobry” i „do widzenia”, „co słychać” i „jaka piękna (lub straszna) pogoda”. Zawsze pacierz, zawsze kolęda, ochrzcić dziecko i pochować dziadka z księdzem. Wszystko to jednak nie rzeczywiste więzi, ale czysta konwencja. W środku zaś siedzi mały bóg, który myśli, że wszystko może sam.


Ta pokusa może dosięgać ludzi, których może byśmy nie podejrzewali, że ich życie toczyć się będzie bez Boga. Na przykład księży. Opowiem jak ja uległem takiej pokusie. Gdy byłem młodym księdzem trafiłem do pewnej parafii. Jako swój cel postawiłem odbudować młodzieżową oazę i pociągnąć muzycznie parafię – założyć scholę i zespół młodzieżowy.


Naprawdę chciałem, naprawdę się starałem, naprawdę byłem pełen dobrych myśli. Pełen dobrych myśli… i pychy. „Co ja nie założę oazy? Z takim doświadczeniem, z taką otwartością proboszcza dla którego oaza była bardzo bliska i ważna? Zobaczycie, pokażę wam wszystkim, co to znaczy oaza!” Rok starania, rok szarpania, wytężonej pracy, namawiania. Po roku dwie dziewczyny pojechały na wakacyjną oazę, po oazie jedna z nich od razu się wycofała. Totalna, absolutna klęska. Totalne zniechęcenie.


I podobnie na muzycznym poletku. Jakoś tam śpiewałem, grałem na gitarze. I myślałem sobie „Co myślicie? Nie dam rady założyć scholi? Co, ja nie dam rady, JA nie dam rady?” Rok starania, rok szarpania, wytężonej pracy, namawiania. I nic, dosłownie nic.


Odpuściłem jedno i drugie. I dokładnie wtedy kiedy odpuściłem, kiedy przestałem wierzyć, że to się uda, przyszła do mnie grupa młodzieży, sama z siebie, i powiedziała, że chcą się spotykać. Nie bardzo chciałem, nie wierzyłem w sens, ale… zgodziłem się. I powstała pierwsza grupa a potem kolejno następne grupy. Dosłownie jak grzyby po deszczu. Nigdy nie ogłaszałem naboru, zapisów. Sami przychodzili. Więcej nawet, bo przyprowadzili swoich rodziców i powstały kręgi domowego kościoła a jak nie dało się przyciągnąć obojga rodziców, to dla „singli” założyli Odnowę w Duchu Świętym. Ze scholami było podobnie. W ciągu kilku dni, niezależnie od siebie, zgłosiły się dwie grupy dziewcząt, które chciały śpiewać. Powstał z tego super zespół i super schola dziecięca.


Chciałem być bardzo „brawo ja”. Bardzo uwierzyłem, że mogę wszystko. A Bóg cierpliwie odrabiał ze mną lekcję. Pokazał mi, że „bez Boga ani do proga”. Pokazał mi, że to on buduje, nie ja. Pozwolił mi przekonać się, że nie jestem Bogiem. Jak to ktoś powiedział: „Nie przejmuj się tak, to kto inny jest Panem Bogiem”.


Zastanawiam się teraz, czy czasem nie za bardzo przejmuję się naszą parafią. Może trzeba odpuścić? Łatwo wpaść w pokusę, nawet pragnąc rzeczy dobre, że robić je będziemy samemu, bez Boga, któremu przydzielamy co najwyżej rolę zwieńczenia naszego czoła laurem zwycięzcy. Przypuszczam, że trędowaty z Ewangelii próbował wszystkiego – maści i ziół, odwiedził wszystkich lekarzy i znachorów, wydał wszystko co miał. Dopiero gdy doszedł do ściany, upadł u stóp Jezusa. Zobaczcie jak w naszym doświadczeniu, w sytuacji trudnej i bez wyjścia, karierę robi wyrażenie, zdanie typu: „teraz została nam już tylko modlitwa”.


To była pierwsza pokusa. Pokusa robienia rzeczy dobrych samemu, bez Boga.


Czas na pokusę drugą.


Tej także łatwo ulec, bo to bardzo pobożna pokusa. Jest to pokusa potraktowania Boga jako narzędzie albo w nieco łagodniejszej formie jako pomocnika. Tej pokusie ulegli Izraelici.


Pierwsze czytanie to epizod z nieustającej wojny między Izraelitami a Filistynami. Była ona toczona ze zmiennym szczęściem. Tu widzimy Izraelitów w defensywie, przegrywających bitwę. Chcąc zaradzić klęsce sprowadzają do obozu arkę przymierza. Arka Przymierza to była największa świętość Izraela. Była to drewniana skrzynia obłożona złotem i niesiona na drążkach. To niesienie było potrzebne, bo arka powstała w czasie wędrówki Izraelitów przez pustynię.


Mojżesz umieścił w arce kamienne tablice z dekalogiem, był to dokument przymierza zawartego między Bogiem a narodem wybranym. Arka zatem towarzyszyła Izraelitom w ich drodze do ziemi obiecanej. Jednak ważniejsze od arki, od jej zawartości, było przekonanie, że arce towarzyszy Boża obecność. Tam gdzie była arka tam miał być sam Bóg. Gdy więc Izraelici dostali „łomot” od Filistynów postanowili posłużyć się arką przymierza, posłużyć się samym Bogiem, by losy wojny odwrócić.


Ważne tu jest słowo „posłużyć”. Posługujemy się bowiem narzędziami. Służą nam także ludzie. Nie możemy jednak w ten sposób traktować Boga. Nie możemy z Niego robić narzędzia, nie możemy robić sługi, chłopca na posyłki, realizatora własnych koncepcji, własnej woli. Wniosek jest jeden – nie używaj Boga. Izraelici użyli Boga i Filistyni spuścili im kolejny, jeszcze większy łomot. I to była druga pokusa. Pokusa robienia rzeczy dobrych, „przy pomocy” Boga.


Jest w tym wszystkim ważna lekcja. Nie wystarczy być blisko Boga, nie wystarczy być tuż obok, nie wystarczy mieć go „pod pachą”. Bóg dalej będzie za daleko, Bóg dalej będzie na zewnątrz. Bóg nie uznaje dystansu – ja sobie i On sobie. Ja mam swoje terytorium i On swoje terytorium. Czasami, owszem, składamy sobie wizyty, ale moje pozostaje moje a twoje pozostaje twoje.


Jakie są skutki? Ano takie: Co jest moje, to nie twoje. Co jest moje, tego nie rusz. Możesz Boga czasem wpuścić w gości, ale nigdy nie będzie domownikiem. A Bóg właśnie chce stać się domownikiem. On chce do środka, w twój umysł i serce. On daje ci wszystko, daje siebie, ale także chce wszystkiego. Nie wystarczy mieć Boga obok, blisko, trzeba go mieć w środku.


I to jest, tak mi się wydaje, istota chrztu w Duchu Świętym. Chrzest przez fakt polewania dzieciom głowy wodą wydaje nam się pokropieniem. Tymczasem greckie słowo oznaczające chrzest to zanurzenie. Potrzebujemy zanurzenia w Duchu Świętym. On ma nas ogarnąć, przemoczyć. Mamy nasiąknąć Bogiem. Wtedy wszystko co twoje jest moje a co jest moje to jest twoje. I wtedy zupełnie zmienia się styl życia.


Najpierw ciągniemy po piachu sanki z worem kamieni. Gdy odkrywamy jaki to bezsens zwalamy kamienie, siadamy sami na sanki a pustynię zamieniamy na ośnieżony stok. I śmigamy. Porzućmy życie bez Boga. Porzućmy też życie, w którym próbujemy wykorzystać Boga. Niech zacznie się życie „W” Bogu. A to oznacza życie w Duchu Świętym.


„Jezus rzekł [do Apostołów]: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego!” (J 20,21-22) Duch wieje kędy chce, nie mamy przepisu na zrobienie duchowego przebudzenia. Na pewno jednak trzeba bardzo chcieć, tęsknić i budzić w sobie pragnienie. Gdy będzie pragnienie, to Bóg je zaspokoi.


ks. Zbigniew Paweł Maciejewski


 
Wyszukiwarka

Czas ucieka






wieczność czeka

wschód słońca 03:37 UT,
zachód słońca 17:37 UT
okr. zimowy +1h; okr. letni +2h
Dziś jest: 238 dzień i 36 tydzień r.
do końca roku pozostało 127 dni
Imieniny obchodzą:
Maria, Sandra, Ireneusz
Twoje IP: 216.73.216.150
jesteś gościem wyświetlono razy obecnie jest gości
© by Marian Kurtycz
Ostatnia aktualizacja strony
03.02.2018
Witryna powstała 1 maja 2011 r. w dniu beatyfikacji Papieża Jana Pawła II